


Ania biega z płaczem po wielkim, obcym domu. Krzyczy: gdzie jest Małgosia!? Z rozpaczy robi awanturę.
Małgosia to jej miesięczna córeczka. Sama wybrała dla niej imię.
Anna zobaczy ją dopiero czterdzieści sześć lat później. Na lotnisku w dużym amerykańskim mieście. Też będzie dziewiąty kwietnia.
* * *
– Inni mają brata albo siostrę, a ja nie mam nikogo – siedmioletnia Małgosia żali się mamie. Wróciła z podwórka. Jej koleżanka była na placu zabaw z młodszym bratem, a ona jak zwykle sama.
– Jesteś już za duża, żeby mieć braciszka albo siostrzyczkę – Halina tuli ją do siebie i całuje. – Lepiej być samemu w domu, bo wszystko jest dla ciebie – tłumaczy innym razem, żeby dziewczynce nie było smutno.
Mieszkanie jest ciasne. Pokój, kuchnia, łazienka i korytarz. W pokoju meblościanka z dwoma wysuwanymi tapczanami, stół, krzesła, kanapa. I dużo półek z książkami. Wszystko lśni czystością i zawsze jest ciepły obiad. Kapuśniak, zrazy, kluski ze skwarkami. W niedzielę placek z rabarbarem albo z jabłkami. Kiedy Gosia wraca zziębnięta ze szkoły, mama robi jej gorącą herbatę.
Gosia lubi pomagać w kuchni. Mama nie może się jej nachwalić. Mówi na przykład: „Ojej, jak ładnie pokroiłaś kluseczki”. Nie krzyczy, gdy Gosia niechcący rozsypie mąkę albo stłucze jajko.
Mama jest korektorką w (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.