


Ogromna część naszego apostolstwa odbywa się wtedy, kiedy o tym nie wiemy. Przez odruch, gest, postawę. Bez apostolskich intencji. Jako rzecz najnormalniejsza w świecie. Śmiem twierdzić, że jest to część najcenniejsza. Wtedy najbardziej ujawnia się moc Ducha Świętego, a nie moc własna.
Każde nasze słowo, postawa, każdy gest — świadomy lub odruchowy — poprzez który jesteśmy bliżej Boga i drugiego człowieka, oznacza nasze otwarcie się na moc Ducha Świętego.
Podstawowe pytania
Pamiętam pełne bezradności i rozterek pytanie jednego z moich znajomych. Skąd my, zwykli ludzie, mający rodziny, obciążeni coraz trudniejszą pracą zarobkową, mamy jeszcze znajdować czas i siłę, by zajmować się apostolstwem? Przypomniałem sobie wtedy tłumaczenie się Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego: „Nie mogę, zrozum, jestem mały urzędnik w wielkim biurze świata, a Ty byś chciał, żebym ja latał i wiarą swą przenosił skały”. Myślę, że każdy doświadczył w jakimś stopniu owego „nie mogę”.
Kiedy z uwagą, w wewnętrznym wyciszeniu, zatrzymamy się nad Listem św. Pawła do Filipian, znajdziemy inną odpowiedź: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13). Jednak tak często wyrywa nam się: „co ja mogę”, „cóż mogę na to poradzić”, „do czego mnie umacnia?”. Warto wtedy zajrzeć do adhortacji Christifideles laici, w której Ojciec Święty wyjaśnia: „Duch Święty namaszcza ochr (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.