



Magdalena Wojtaś
Niełatwo jest opowiadać w kinie o dzieciństwie. Familijne historie są zagrożone sentymentalizmem, cukierkowym zachwytem i gloryfikowaniem chwil beztroskiej sielanki, a stąd już tylko krok do kiczu. Z kolei dramaty najmocniej grają na uczuciach, jeśli pojawiają się w nich najmłodsi. Dzieci jest nam zawsze najbardziej żal. One są niewinnymi ofiarami zdarzeń, one często cierpią najdotkliwiej. Emocjonalny szantaż wisi wtedy w powietrzu. Na przedstawienie słodko-gorzkiego obrazu dzieciństwa zdecydowała się jednak Carla Simón, która swoim pierwszym pełnometrażowym filmem Lato 1993 zadebiutowała rok temu na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Zadanie wydawało się o tyle trudne, że historia – opowiadająca o tym, jak dziecko przeżywa żałobę – jest oparta na osobistych doświadczeniach reżyserki.
Trudny czas
Frida ma sześć lat i właśnie straciła matkę. Z miasta, w którym żyje, przenosi się do wujostwa, którzy mieszkają na prowincji. O przyczynie śmierci jej rodzicielki mówi się niewiele, ale ze strzępów rozmów i zachowań osób postronnych można wywnioskować, że chodzi o AIDS. Dziewczynka, tak się przynajmniej wydaje, nie ma potrzeby rozmawiania o tym. Choć przez swoich nowych opiekunów zostaje przyjęta życzliwie, nie potrafi się dopasować do otoczenia. Ma problemy z zasypianiem, jest krnąbrna, nie mówi prawdy, ucieka przed swoją młodszą kuzynką Anną, która chce się z nią bawić. Lato, które się kojarzy z beztroską, zostaje naznaczone cieniem smutku. Zderzenie tego na ogół sielankowego czasu ze stratą i żałobą wydaje się jeszcze bardziej podkreślać wyjątkowość sytuacji. Ta pora roku jest przecież szczęśliwym czasem dzieciństwa, zarezerwowanym na wylegiwanie się w słońcu i zabawę. Dopóki dwa miesiące wakacji nie zamienią się w urlop, człowiek czuje się wolny i nieobarczony obowiązkami dorosłości.
Trudno wejść w skórę kogoś, kto przeżywa żałobę, będąc dzieckiem. Podobno wtedy szybko się dojrzewa. Często nazywamy takie dzieci małymi dorosłymi. Frida ma taką twarz, jakby mieściła w niej smutek całego świata. Jednocześnie życie toczy się dalej, a dzieci pozostają dziećmi, które mimo poczucia smutku potrafią się bawić i potrzebują towarzystwa innych.
Jak dziecko
Kiedy mówimy komuś, żeby się nie zachowywał jak dziecko, dajemy jasno do zrozumienia, że nie mamy dobrego zdania na temat tego, co robi. Mianem dziecinnego określamy kogoś, kto jest beztroski, naiwny, humorzasty, sam nie wie, czego chce. Carla Simón w swoim filmie odwraca perspektywę. Tutaj dzieci wygrywają – swoją wrażliwością, ufnością, naturalnością. Nawet jeśli nie potrafią czegoś zwerbalizować, to ich reakcje, postawa, mimika mówią same za siebie. Laia Artigas i Paula Robles, odgrywające role Fridy i Anny, są w tym niezrównane. Czasami trudno uwierzyć, że grają według jakiegoś scenariusza. Dziecięce rozumienie świata jest nieskażone kalkulacją, bezinteresowne. W jednej ze scen Frida udaje swoją zmarłą matkę – mocno się maluje, pali wyimaginowanego papierosa, powtarza jej pozy i słowa, nieświadoma, że przedstawia obraz kobiety, która raczej gorszy swoim zachowaniem niż stanowi wzór do naśladowania. (...)
(...)
Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.