


Stefan Szczepłek
Miałem takiego sekretarza w swojej pierwszej redakcji: przemiły i kulturalny pan Miecio, absolwent przedwojennego gimnazjum, co oznaczało poziom wyższy niż dyplom powojennej wyższej uczelni. Widział we mnie ofiarę własnej erudycji, którą musiał pokazywać codziennie, żeby z wdziękiem sanacyjnego dżentelmena uzasadnić swoją wyższość. Chyba chciał też udowodnić, że jest lepszy od tego gówniarza, który stoi na progu życia i kiedyś zajmie jego miejsce. Ale jeszcze nie dziś.
– W którym roku była bitwa pod Salaminą? – atakował, nim zdjąłem kurtkę i usiadłem przy swoim biurku. Musiał całą noc myśleć nad pytaniami i nie mógł się doczekać.
– 480 rok przed naszą erą – odpowiadałem bez namysłu, mając jeszcze w głowie historię starożytną z liceum.
Pan Miecio przyjął mój return, wziął oddech australijskiego tenisisty Roda Lavera (bo to były jego czasy, a nie Rogera Federera) przed kolejnym serwisem i strzelił:
– Kim był Kserkses dla Dariusza I?
Tu mnie miał. To było pytanie z rodzaju: który to jest por, a który seler? Nikt normalny nie jest w stanie tego zapamiętać. Strzeliłem, robiąc minę profesora zwyczajnego wydziału historycznego, choć pełen wewnętrznej niepewności:
– Kserkses był synem Dariusza.
Trafiłem. Pan Miecio był niepocieszony, ale nie ustawał w wysiłkach, zmienił tylko dziedzinę:
– Co to jest trybularz?
Kurczę, co to może być? Nie mogłem się poddać.
– To jest wynaleziona przez Gerda Schwarzenbergera w 1868 roku w Moguncji maszyna parowa, produkująca trybuły (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.