


...Zjem. Choć to czysty kryminał jeść szczura u trapistów, i to w godzinach przeznaczonych na lectio divina. Szczur wpadł nad ranem w potrzask zastawiony na grządce manioku przez nowicjusza Bernarda. Potężna, dwukilogramowa sztuka, jeden z tych inteligentnych gryzoni, które ryją w naszym ogrodzie nory, zakładają gniazda połączone misterną siecią ewakuacyjnych tuneli. Jednego mniej. Smakuje jak królik, jeśli nie myśli się o długim, obrzydliwie łysym ogonie. Wielkanoc 2004 świętowaliśmy, kosztując po trosze rezusa upolowanego przez jednego z robotników z naszej plantacji kawy, innego znów dnia pojawiła się na stole gruba jak ramię żmija w sosie paprykowym. Stół kameruńskich trapistów z Kutaba znosi te dary niebios z wdziękiem i lekkością. I z wdzięcznością, bo codziennie jednak zasiadamy do soi i garstki ryżu, jest za to chleb wypiekany w domu, domowa aromatyczna arabica oceniana bardzo wysoko przez specjalistyczne butiki w Paryżu. Z niej żyjemy. Tegoroczny zbiór zapowiada się nieźle, około 10 ton dobrej kawy pozostawiającej na języku wymagającego francuskiego smakosza posmak — cytuję: „słomy i mokrych kurzych piór”. Ale podobno to komplement.
Jesteś Pan Biały
Praca na plantacji jest ciężka w gęstym upale i po kilku kwadransach czarne płaty zaczynają wirować przed oczyma, zapowiadając omdlenie. Ale to u białych, jednego białego między Bogiem a prawdą. Jestem tu sam tego koloru, przyjechałem na początku grudnia do opac (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.