


Film niemieckiej telewizji państwowej ZDF „Unsere Mütter, unsere Väter” („Nasze matki, nasi ojcowie”) wzbudził w Polsce zrozumiałe emocje. Przypomnijmy: pojawiają się w nim żołnierze Armii Krajowej, przedstawieni jako antysemici, bezduszni, a nawet czerpiący satysfakcję z tragicznego losu Żydów, prześladowanych przez nazistów.
Mój macierzysty tygodnik „Do Rzeczy” zainicjował akcję pisania listów protestacyjnych do redakcji ZDF, zareagował także minister spraw zagranicznych oraz ambasada RP w Berlinie. Na początku ZDF nie poczuwała się do winy i zlekceważyła głosy oburzenia. Gdy jednak do krytyki dołączyły inne niemieckie media (m.in. dziennik „Die Welt”), stacja postanowiła wyprodukować – w ramach „zadośćuczynienia” – półgodzinny film o AK i jej roli podczas II wojny światowej. Jednym z jego współreżyserów ma być Andrzej Klamt, polski filmowiec mieszkający od 15 lat w Niemczech.
Oczywiście, nawet jeśli ZDF pokaże swoim widzom materiał o AK, nie będzie on cieszył się aż taką popularnością jak „Nasze matki, nasi ojcowie” (każdy z trzech odcinków obejrzało ok. 7 mln osób) i nie będzie miał znaczącego wpływu na świadomość niemieckiego odbiorcy. O rzekomo „głęboko zakorzenionym” antysemityzmie polskiego podziemia oraz – szerzej – polskiego społeczeństwa w czasie wojny widzowie zza Odry dowiedzieli się nie po raz pierwszy. Powinniśmy tutaj mówić raczej o kulminacji pewnego procesu.
(...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.