



Są takie filmy, które zapadają w pamięć od pierwszej sceny. Otwierają się drzwi. W korytarzu stoi przejęta Kristin Scott Thomas z pistoletem w ręku. W jej oczach rysuje się strach? Obłęd? Szał? Kto jest potencjalną ofiarą? Co doprowadziło kobietę do takiego stanu? Tego dowiemy się dopiero za jakiś czas. Na razie musimy cofnąć się o kilka godzin. Ale obraz doprowadzonej do ostateczności kobiety będzie towarzyszył tej rekonstrukcji wydarzeń i bardzo niepokoił.
Przyjęcie
Janet całe życie poświęciła polityce. W końcu los wynagrodził jej lata wyrzeczeń i konsekwentnej pracy w imię ideałów. Dostała tekę ministra zdrowia. Przez cały dzień telefon się urywa – z gratulacjami dzwonią przyjaciele, znajomi, członkowie rodziny. Przychodzą też tajemnicze SMS-y, na które bohaterka odpowiada ukradkiem. Wieczorem ma się odbyć tytułowe przyjęcie dla grona najbliższych znajomych. Przyjdzie tyleż błyskotliwa co sarkastyczna April (Patricia Clarkson) z mężem Gottfriedem (Bruno Ganz) – couchem, samozwańczym uzdrowicielem, fascynatem kultur wschodnich. Trudno wyobrazić sobie większy kontrast: z jednej strony do gruntu zachodnia, racjonalna, sceptyczna agnostyczka, a z drugiej snujący pseudometafizyczne rozważania pięknoduch. Dołączy do nich trzecia przyjaciółka – Martha (Cherry Jones) – wykładowczyni uniwersytecka i feministka, ze swoją o kilkanaście lat młodszą partnerką Jinny (Emily Mortimer), zwyciężczynią telewizyjnego konkursu kulinarnego. Wszyscy czekają na Mariannę, polityczną towarzyszkę pani domu, która nieco się spóźni. Na razie przyszedł jej mąż Tom (Cillian Murphy), znerwicowany bankier, zupełnie niepasujący do tego grona, co chwilę wymykający się do toalety, by zażyć kolejną dawkę kokainy (...)
(...)
Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.