


Wojciech Ziółek SJ
To będzie smutne Boże Narodzenie. Pełne bólu. Nikt z nas nie wie nawet, gdzie, z kim i jak będzie je obchodził. Czy to będzie własny dom, czy szpital? A może jakaś hala przerobiona na szpital? Długa, pełna lęku niepewność o zdrowie i życie odebrała nam chęć radosnego świętowania. Tym bardziej że przy wielu stołach więcej niż jedno miejsce pozostanie puste. By dopełnić miary smutku, nikt z nas nie ma pewności, czy nie będzie to jego miejsce.
To będzie smutne Boże Narodzenie. Pełne bólu. Nie da się przecież zasiąść do wigilijnej wieczerzy, łamać się opłatkiem, życzyć sobie wszystkiego najlepszego i wesoło śpiewać kolędy, zapominając o tym wszystkim, co się stało, na co z przerażeniem patrzyliśmy, co bolało nas do żywego i wyciskało łzy: pandemia, skandale i ich tuszowanie, pogarda dla życia, wulgarność, mieszanie dobra ze złem.
Kolęda podpowiada, że powód tego wszystkiego jest tylko jeden: „bo nie ma miejsca dla Ciebie w niejednej człowieczej duszy”. Kiedy miesiąc temu z narastającym bólem w sercu patrzyłem na to, co się dzieje na ulicach polskich miast, i słuchałem wykrzykiwanych tam haseł, w Ewangelii dnia Pan Jezus mówił: „Jeruzalem, Jeruzalem! (...) ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak kwoka swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście” (Łk 13,34). Widzieliście kiedyś kwokę w akcji? To niby zwykła kura domowa, ale taka, która została matką. Całą sobą to pokazuje. Nie tylko innym niż wcześniej gdakaniem, ale też zdolnością do bezpiecznego ukrycia pod swoimi skrzydłami całkiem pokaźnej gromadki piskląt. Przede wszystkim jednak pokazuje, że j (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.